Zmiana uczy nas się uczyć Zmiany, które inspirują
O tym, jak przerodzić małe marzenia w wielkie cele i wykorzystać zmiany do wykreowania nowej rzeczywistości, opowiedział nam Dmytro Yakovlev, Product Area Lead – Customer Operations. Zapraszamy do kolejnej odsłony naszego cyklu „Zmiany, które inspirują”.
Jak rozpoczęła się Twoja historia z ING?
Dmytro Yakovlev: Przede wszystkim chciałbym zacząć od tego, że będzie to opowieść o dobrych ludziach oraz moim szczęściu, że ich spotykam. Miałem 16 lat, kiedy przyjechałem do Polski szukać lepszego życia, studiować ekonomię. Po przekroczeniu granicy pierwszym miastem był Przemyśl. I to tam po raz pierwszy miałem styczność z ING, ale tylko wizualnie. Bo pomarańczowy zawsze był mi bardzo bliski, a lew skojarzył mi się ze szlachetnością, inteligencją, siłą. I wtedy pojawiło się marzenie (nie wiem też skąd, tak po prostu), że chciałbym kiedyś tu pracować. Natomiast wtedy wydawało mi się to wręcz niemożliwe, bo jak to – zwykły chłopak z ukraińskiej wsi, który dopiero co przestał wypasać krowy, mógłby pracować w banku? Pięć lat studiów we Wrocławiu minęło w okamgnieniu i w maju 2013 roku postanowiłem spróbować zrealizować mój cel, którym była praca w ING.
19 sierpnia 2013 roku moja krew zaczęła być pomarańczowa. Widziałem, że to moje miejsce – bo to wartości moralne, w których zawsze byłem wychowywany, bo to ludzie, z którymi i dla których chcesz pracować.
Wysłałem sporo CV, ale niestety nie otrzymałem odpowiedzi. Wtedy przyjmowanie obcokrajowców nie było chyba powszechną praktyką, zwłaszcza do obsługi klienta w oddziale. Ale doczekałem się na upragniony telefon z ING – od ówczesnej szefowej Personal & Private Banking we Wrocławiu, a dzisiaj dyrektorki regionalnej – Małgorzaty Jamróg-Janus. Zaproponowała mi bezpłatne, miesięczne praktyki w oddziale we Wrocławiu, przy ul. Szewskiej 72. Czułem wtedy wielką dumę, że zaczynam realizować moje marzenie.
Wiedziałem, że jak się sprawdzę, to jest szansa na zostanie. W oddziale poznałem moją przyszłą szefową, Anetę Lesisz. Po praktykach faktycznie dostałem propozycję współpracy, ale pojawił się problem, bo nikt w banku nie wiedział, jak zatrudnić obcokrajowca. Na szczęście okazało się, że cudzoziemiec, który ukończył studia wyższe w Polsce, na rynku pracy jest traktowany jak obywatel Polski. Po długich dniach niepewności w końcu usłyszałem od Anety: „Zostajesz, HR-y przygotowują już umowę”. I tak 19 sierpnia 2013 roku moja krew zaczęła być pomarańczowa. Wiedziałem, że to moje miejsce – bo to wartości moralne, w których zawsze byłem wychowywany, bo to ludzie, z którymi i dla których chciałem pracować.
Ile lat pracowałeś w sieci detalicznej?
W sieci przepracowałem ponad trzy lata, od sierpnia 2013 do października 2016 roku. Potem do banku wrócił Brunon i z Amsterdamu przywiózł ze sobą PACE’a. A ten PACE zmienił wszystko.
Co spowodowało, że zacząłeś myśleć o zmianie stanowiska?
Chęć rozwoju, ciekawość nowego, otwartość na zmianę – to spowodowało, że zacząłem się zastanawiać nad zmianą. W oddziale byłem całkiem niezłym doradcą. Lubiłem klientów, oni się odwzajemniali. Biznes się kręcił, ponadprzeciętna sprzedaż. Trzy razy z rzędu badanie tajemniczego klienta wypadło na 100 proc. Bardzo mi się podobało, że nie byłem rozliczany za sprzedaż, tylko za jakość, za NPS, za zadowolenie klienta. Po dwóch latach pojawiła się rutyna. Pragnąłem rozwoju, chciałem zmiany, potrzebowałem się uczyć. Tak, bardzo tego chciałem. Chciałem, a zmiana znalazła mnie sama. Do moich drzwi zapukał PACE. Pierwszy Pace Accelerator w Polsce ogłosiła Małgosia Jarczyk-Zuber.
Pragnąłem rozwoju, chciałem zmiany, potrzebowałem się uczyć.
Szybka rekrutacja we wrześniu 2016 roku, a od 1 października już w Warszawie uroczystość otwarcia. Przemawiał Brunon, wokół mnie sami dyrektorzy, ze mną w zespole sami eksperci i ja z oddziału. Wszystko po angielsku. W moich oczach i głowie przerażenie, stres, miękkie kolana. I znowu nic się nie dzieje bez powodu, bo tak się stało, że podszedłem do stolika, przy którym stał Marcin Kryszeń, mój przyszły szef. Potem zaczęła się praca w zespołach. W moim zespole byli Monika Mrachacz, Łukasz Paśko, Marek Śmietański. Wrzucili nas wszystkich do jednego pokoju, a Przemek Furlepa – sponsor projektu – dał zadanie: „Wypracować coś, czego klient potrzebuje”. I się zaczęło.
Podróżowałem do Wrocławia do moich klientów, pytałem, czego potrzebują. Tak się zrodził pomysł na księgowość w IBOL (później MING) i zarządzanie fakturami. Po czterech miesiącach accelerator dobiegł końca, gotowe rozwiązanie przekazaliśmy do wdrożenia, a ja zacząłem sobie szukać miejsca w banku. Nastał moment pożegnalnej imprezy oficjalnie kończącej accelerator. Podeszła do mnie jedna z menedżerek HR i zapytała, co ze mną dalej, jakie mam plany. Jedyny plan na wtedy to był powrót do Wrocławia, co dla mnie było niestety rozczarowaniem. Bo klientów przekazałem już moim koleżankom, zresztą nie chciałem już wracać do sprzedaży. Byłem głodny zmiany. Przesłałem moje CV do HR i wróciłem do Wrocławia. To był bardzo trudny moment. O tej rozmowie już zapomniałem, byłem wręcz przekonany, że to się nie uda. Ale wtedy odezwały się HR z informacją, że chyba mają na mnie pomysł.
Co to był za pomysł? To był ten moment, kiedy zostałeś Business Managerem Brunona?
Dokładnie. 14 lutego 2017 roku dowiedziałem się, że jestem w rekrutacji na BM Brunona. Zamilkłem. Totalnie w to nie wierzyłem. To była dla mnie abstrakcja. Brunona znałem wyłącznie ze Stage-Gate Meetingów – cyklicznych spotkań, gdzie był omawiany postęp prac w PACE Acceleratorze. Potem zamieniliśmy kilka zdań na imprezie pożegnalnej, nic specjalnego. Byłem pewien, że nawet mnie nie pamięta. Z dużą nieufnością przyjąłem tę informację. Myliłem się – w połowie marca zostałem zaproszony na rozmowę rekrutacyjną. A od 1 kwietnia 2017 roku już w Warszawie objąłem stanowisko Business Managera Brunona.
To teraz opowiedz, jak wygląda wdrażanie się w obowiązki BM prezesa? Co pomogło Ci w przebranżowieniu?
Raczej nie co, tylko KTO! Brunon. Cierpliwie mnie wszystkiego uczył. Spędzał godziny przy flipcharcie tłumacząc mi bilans banku, P&L, zależności… Wychodziłem od niego z dużymi arkuszami, które później rozkładałem sobie na biurkach, i się uczyłem. Pamiętam, jak pokazał mi Finance Booka, duży Excel z liczbami pokazującymi 10-letnie trendy. Ten Excel nie mieścił się na ekranie. Poruszał się w nim jakby znał go na pamięć, bo chyba tak właśnie jest. Wydawało mi się, że nigdy się tego nie nauczę, że nie da się tego ogarnąć. A jednak dało się! Po roku byłem już całkiem niezły.
Wydawało mi się, że nigdy się tego nie nauczę. Po roku byłem już całkiem niezły.
Co dała Ci ta zmiana?
Wiele – nie da się tego wyrazić słowami. Po pierwsze, wiedzę. Wiedzę o banku, o zależnościach. Po drugie: „zaczynać zawsze od definicji”, „zaczynać od why – purpose”, „unikać waste’u”, „traktować własną prace jak własne przedsiębiorstwo”, czytać mądre książki, nie marnować czasu, zadawać właściwe pytania i szukać na nie odpowiedzi. Po trzecie i chyba najważniejsze – zmiana i praca z Brunonem pozwoliła mi zdefiniować, jakim człowiekiem chcę być. Kiedy zostałem Business Managerem, miałem 26 lat – kompletnie nie wiedziałem, kim chcę być. Wiele razy zadawałem sobie to pytanie, ale odpowiedź nie była taka łatwa.
Przy Brunonie nauczyłem się, jak lubić i szanować ludzi, jak dbać o wartości moralne, co oznacza rodzina i jak ważna jest w naszym życiu.
Przy Brunonie nauczyłem się, jak lubić i szanować ludzi (cytuję: „Dima, ty musisz lubić ludzi”), jak dbać o wartości moralne, co oznacza rodzina i jak ważna jest w naszym życiu. Brunon pomógł mi ukształtować moją osobowość. I wydaje mi się, że jestem całkiem niezłym człowiekiem. Jak ciągle mnie odsyłał, bo nie umiałem zdefiniować purpose, miałem w sobie sporo irytacji… Bo wydawało mi się to abstrakcyjne. Przecież miałem zadanie i zrobiłem to tak, jak on chciał. No, nie o to chodziło. Bo gdy ślepo wykonywałem polecenie, nie zadając sobie pytań, nie definiując purpose, nie traktując zadania jako własnego przedsiębiorstwa – bardzo często generowałem waste. Przestałem być odsyłany w momencie, kiedy się tego nauczyłem. To było chyba najtrudniejsze w tym wszystkim. Ale proszę mi uwierzyć, dzisiaj bardzo mi to pomaga. Staram się też tego uczyć moich pracowników. Bardzo się na mnie denerwują 😊.
Gdy ślepo wykonywałem polecenie, nie zadając sobie pytań, nie definiując purpose, nie traktując zadania jako własnego projektu – bardzo często generowałem waste.
Co się wydarzyło, że ponownie zacząłeś myśleć o zmianie stanowiska?
Od początku współpracy z Brunonem przez wszystkie lata w wyzwaniach KPI miałem wpisane: „Określenie przyszłego mojego rozwoju w organizacji. W jakim obszarze mogę się najlepiej rozwijać, jednocześnie kreując największą wartość dla organizacji”. Wiedziałem, że ten moment nastąpi. Mieliśmy dżentelmeńską umowę, że Business Manager to dwa, maksimum trzy lata. To nie było łatwe zadanie. Zajęło mi to prawie cztery lata.
Wiedziałem, że muszę już całą naukę szefa wypróbować na żywym organizmie. Wiedziałem, że chcę być częścią dużego zespołu, wspólnie z kimś coś tworzyć. Tak pewnego marcowego dnia Brunon dał mi kartkę A4 – miałem przenieść ją na slajd. Na niej były operacje w nowym obliczu. Czyli szansa dla mnie... Przyjąłem z radością zmianę, a do Brunona pozostała dozgonna wdzięczność i przyjaźń.
Ta karta A4 rozpoczęła Twoją drogę do Product Area Lead?
W nowym obliczu COO pojawił się już wspomniany Marcin Kryszeń. Z Marcinem miałem przyjemność współpracy jako Business Manager Brunona. Już się całkiem nieźle znaliśmy. Czułem, że mamy podobne poglądy, podobnie myślimy. Wiedziałem też, że ma ogromne doświadczenie jako dyrektor banku w Pionie Klientów Biznesowych. A w COO będzie odpowiedzialny za procesy dla Business Banking i Wholesale. Wiedziałem, że to szansa do kolejnej nauki, doświadczenia. Zapytałem, czy chciałby mieć mnie w swoim zespole. Ucieszył się 😊. Tak zaczęliśmy wspólnie układać na nowo obszar COO Business Banking i Wholesale Banking.
Zostałem jego Business Managerem, definiując moją dalszą ścieżkę kariery jako manager. Po 1,5 roku pojawiła się szansa na objęcie stanowiska w obszarze COO Wholesale Banking. Byłem gotowy! Dzisiaj mam zespół składający się ze wspaniałych ludzi, na których mi bardzo zależy. Jak mi idzie zarządzanie? Nie mnie to oceniać. Ale to wszystko, czego się nauczyłem dzięki zmianie, działa!
Zmianie trzeba pomóc ciężką pracą, ale bez wahania ją przyjmować i akceptować. Nie będzie łatwo, ale mogę obiecać – warto!
Co poleciłbyś tym, którzy zastanawiają się nad zmianą stanowiska, ale się boją?
Bać się? Ale czego? Zmiany? Zmiana to ta trzecia pewna rzecz w życiu, oprócz tych dwóch już nam znanych. Zmiany nie trzeba się bać, trzeba do niej podchodzić z odwagą, ale też pokorą. Zmiana daje nam możliwość wykreowania nowej rzeczywistości dla siebie. Zmiana uczy nas się uczyć. A zapewne umiejętność uczenia się jest najbardziej pożądaną dzisiaj cechą. Zmiana daje nam nowych przyjaciół, daje nam wdzięczność za przeszłość, daje nam start w przyszłość. Zmianie trzeba pomóc ciężką pracą, ale bez wahania ją przyjmować i akceptować. Nie chcę nikomu obiecywać, że będzie łatwo, ale mogę obiecać – warto!
Lena Karyś, Centre of Expertise Communication and Brand Experience