Dzięki Koleżankom i Kolegom odbudowałemmój skurczony świat Dobra historia niedobrej choroby
Chciałbym opowiedzieć o czymś ważnym. I pięknym. Myślę, że takie opowieści są nam najbardziej potrzebne. Na początku marca pojawiłem się w pracy po dwóch latach i dwóch miesiącach nieobecności. Jej powód z początku wyglądał niewinnie…
Po wycieczce odniosłem platformę rowerową do piwnicy. Poczułem ból kręgosłupa w odcinku lędźwiowym. Częsta przypadłość pracujących przy biurku. Kiedy po kolejnych wizytach u specjalistów ból nie ustępował, lekarka rodzinna spojrzała na sprawę inaczej i zleciła założenie karty DILO. Do tamtej chwili nie wiedziałem, że istnieje karta Diagnostyki i Leczenia Onkologicznego. Niestety był to strzał w dziesiątkę. Diagnoza brzmiała: szpiczak mnogi.
Szczęśliwy wyjątek
Złamanie kręgosłupa z samej definicji nie może być czymś dobrym, ale jak przy większości zasad i od tej znalazł się wyjątek. Szpiczak niszczy strukturę kości i sprawia, że stają się łamliwe. Paradoksalnie więc złamanie kręgosłupa, którego doznałem, szczęśliwie zwróciło uwagę lekarza na jego przyczynę, czyli nowotwór krwi i szpiku kostnego. Gdyby nie to, nowotwór rozwijałby się niepostrzeżenie dalej.
Rozpoczęła się terapia i…
…wędrówka po szpitalach. Odwiedziłem ich pięć. Dotychczasowe życie odeszło w przeszłość, a teraźniejszością stały się odwiedziny lekarzy, pielęgniarek oraz towarzystwo innych pacjentów. Obowiązującym dress code’em stała się piżama i klapki. W rozmowach dominował temat chorób.
Mnóstwo badań i niezbędnych kroplówek spowodowało, że po pewnym czasie zabrakło mi żył nadających się do założenia wenflonu. Często bardziej współczułem pielęgniarce mającej pobrać mi krew niż sobie. Złamany krąg rozpadł się na małe kawałki. Ból nasilił się, zacząłem zażywać opioidy. Wstanie z łóżka stało się prawie niemożliwe. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że najgorsze przede mną. Przeżycie przeszczepu szpiku to nie sprawa dla osób ze słabymi wynikami.
Nie rozpamiętywałem minionego czasu ani nie żywiłem żalu do losu. Słuchałem mojej lekarki, specjalistki hematologii, opowiadającej o nowoczesnych metodach leczenia, i pacjentów, którzy z tą chorobą żyją od wielu lat. Ale mój świat i tak się skurczył.
Pamiętam każdy, nawet najdrobniejszy gest
Podziwiałem moją żonę. Miałem wrażenie, że walczy o mnie bardziej niż ja sam. A już z całą pewnością dysponowała zdwojoną energią i determinacją. Reszta rodziny także dawała wyraz swojemu zatroskaniu i chęci udzielenia mi każdego możliwego wsparcia. Nie byłem sam, chociaż podczas wkłucia nie pamięta się o tym.
Ale było coś jeszcze. Od samego początku otrzymywałem sygnały o pamięci moich Koleżanek i Kolegów z pracy. Aplikacja Signal, na której funkcjonowała nasza grupa regionalna, stała się wentylem, dzięki któremu mój skurczony świat był pompowany i mógł utrzymywać właściwy kształt.
Od samego początku otrzymywałem sygnały o pamięci moich Koleżanek i Kolegów z pracy.
Do gestów społecznościowych dołączyły te fizyczne, a pamiętam każdy, nawet najdrobniejszy: pieniądze niebagatelnej wartości ze zbiórki koleżeńskiej, podarowana dziecięca pościel wysłana mi do szpitala covidowego w Raciborzu, rozmowa w izolatce przez uchylone okno, słuchawki przesłane do szpitala, kiedy nie mogłem już utrzymać telefonu, lampka do czytania w łóżku rehabilitacyjnym, odwiedziny w domu czy dostarczanie mi paczek do szpitala w Katowicach, wsparcie w załatwianiu formalności.
Aż nadszedł grudzień 2022 roku…
Pierwszego dnia żona podała mi paczkę z numerem jeden i oświadczyła, że to prezent z banku. Wewnątrz znalazłem soki, słoik z pigwą oraz herbatę. Drugiego dnia dostałem kolejną paczkę, a w kolejnych dniach następne. Każda miała swój numer i były różnej wielkości. Do niektórych dołączone były życzenia, ale w każdej była inna, pięknie zapakowana niespodzianka. To był swoisty kalendarz adwentowy, przygotowany przez cały Region i dostarczony mojej żonie, abym ja nie otworzył wszystkiego naraz. Tym sposobem świąteczna atmosfera zagościła u nas już od początku grudnia.
Prawdopodobnie najlepszy miesiąc w moim życiu
Zrobiłem fotorelację z otwarcia pierwszej paczki i wysłałem ją z podziękowaniami na regionalną grupę. Później powtarzałem to każdego dnia rano, aż do 24 grudnia, kiedy otworzyłem ostatnie pudełko. Gdy pewnego razu musiałem pojechać z samego rana na badania i nie miałem czasu, aby rozpakować paczkę, zdążyłem otrzymać zapytania, czy wszystko w porządku, bo „tu wszyscy czekają na Twoją relację”. Prawdopodobnie był to najlepszy grudzień w moim życiu.
To jest miejsce warte powrotu
I chociaż prawdziwa nadzieja na powrót do pracy pojawiła się dopiero pół roku później, bo operacja złamanego kręgosłupa wciąż stała pod znakiem zapytania, to tamten grudzień ugruntował moje przekonanie, że to jest miejsce warte powrotu i to są ludzie, z którymi chcę spędzać część każdego dnia. Mówi się, że nie sposób wejść dwa razy do tej samej rzeki albo – jak ktoś sprostował – do tego samego banku. Mam wrażenie, że mnie się jednak udało.
Nowotwór jest w remisji, a kręgosłup został zoperowany. Pozbyłem się łóżka rehabilitacyjnego, wózka inwalidzkiego, a kule zamieniłem na kije do nordic walking. Od marca pracuję i jestem wśród swoich, czyli moich Przyjaciół z pracy. Długo by wymieniać ich imiona, niektóre musiałbym zapisać złotą czcionką.
Jestem im Wszystkim bardzo wdzięczny.
Alfred Krząkała, starszy specjalista ds. bankowości transakcyjnej